ARTYKUŁY

DOBRY WIECZÓR POLSKO! MY JESTEŚMY DIE TOTEN HOSEN  (9 sierpnia 2002)

 

Wywiad z Die Toten Hosen - gwiazdą Woodstock 2002

 

Dlaczego zdecydowaliście się wystąpić na Woodstocku za przysłowiową michę strawy?

Słyszeliśmy o całej idei tego wydarzenia. I muszę przyznać, że jesteśmy pod wrażeniem. Co więcej zgadzamy się z nią. Jak wiemy, Owsiak ma wielu przeciwników, którzy za wszelką cenę chcą mu przeszkodzić. Dlatego uważamy, że to kolejny powód by tu przyjechać i swoją obecnością wesprzeć to, co robi ten człowiek. A skoro nikt z występujących tu artystów nie jest wynagradzany, dlaczego my mielibyśmy być?

 

To Wasz pierwszy występ w Polsce?

Ależ nie, byliśmy tu rok temu. I to nie był jedyny raz. Pierwszy raz przyjechaliśmy do Polski z ruchem "Underground" ok. dwudziestu lat temu. Była to oficjalna wizyta w związku z ruchem punków. W ciągu trzech tygodni występowaliśmy w różnych miejscach w Polsce.

 

Zapamiętaliście jakieś zwroty w języku polskim?

"Dobry wieczór Polsko! My jesteśmy Die Toten Hosen. Cieszymy się, że tu jesteśmy."

 

Czy myślicie, że polska publiczność przyjmie Was z entuzjazmem?

Nie chcemy panikować i wolimy się nad tym nie zastanawiać. Mamy nadzieję, że ci, którzy dzielą z nami klimaty muzyczne, będą się bawić. A wszyscy inni, negatywnie nastawieni do naszej muzyki powinni pójść na piwo i wrócić później.

 

Czy wiecie, że polska grupa muzyczna "Ich Troje" zapożyczyła sobie kilka waszych utworów?

Obawiamy się, że publiczność pomyśli, że kopiujemy "Ich Troje" jeśli zagramy te właśnie kawałki. Ale mamy nadzieję, że Woodstockowicze wiedzą, że to są nasze piosenki.

 

Jaki macie przepis na sukces?

Nie mamy żadnego przepisu. Po prostu gramy naszą muzykę. Tworzymy nie tylko zespół, jesteśmy również dobrymi przyjaciółmi, którzy nadal czerpią wiele radości z tego co robią razem. Tourne traktujemy jako wyzwanie i zabawę. I zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy szczęśliwcami. Jest wiele innych, co najmniej tak dobrych zespołów jak my, które zasługują na taką samą sławę, ale nie mają tyle szczęścia co my.

 

Jak często przyjmujesz oświadczyny od swoich fanek?

Muszę was rozczarować. Takich kobiet jest niewiele. Jako osoba publiczna udostępniam tylko część informacji o sobie. Widząc mnie w światłach, nie widzicie moich cieni. Cieszy mnie fakt, że mamy tyle fanek. Prawdopodobnie niewiele z nich chciałoby wyjść za mnie, gdyby znały całą prawdę. Poza tym praca muzyka wiąże się z licznymi wyjazdami. Więc w dniu, w którym spotkam kobietę, która zaakceptuje mnie takiego jakim jestem, zostanie moją żoną. A swoją drogą mogłoby być trochę więcej kobiet proponujących mi małżeństwo.

 

Czy macie jakieś zwyczaje, które kultywujecie jako zespół?

Raz do roku organizujemy przyjęcie Bożonarodzeniowe, na którym wręczamy sobie drobne upominki. Ubieramy różowe koszule i jesteśmy dla siebie wyjątkowo uprzejmi.

 

Jak to jest możliwe, że zdobyliście serca wielu setek Polaków, wśród których są ludzie nie znający słowa w języku niemieckim?

Myślę, że to muzyka, atmosfera piosenki przypada do gustu w pierwszej kolejności. Niektórzy fani wytrwale tłumaczą słowa za pomocą słownika. Tak właśnie postępują nasi fani w Argentynie. A w momencie, gdy są to państwa sąsiadujące, jak Polska i Niemcy, muzyka powinna swobodnie przepływać przez granicę. Osobiście, trochę dziwi nas fakt, że tak niewiele jest zespołów polskich znanych w Niemczech.

 

Rozmawiały Eleonora Burzyńska i Magdalena Ciesłowska
Gazeta Regionalna, nr 31 (71), str. 11, 9 sierpnia 2002

<<< WSTECZ